Wyspa Sobieszewska. Chciałam tam pojechać odkąd dowiedziałam się o jej istnieniu ze zdjęć Karola Nienartowicza. Bo to polska wyspa, o której nie uczą w szkole. Bo leży w granicach Gdańska. Bo jawiła mi się jako oaza ciszy i spokoju. Bo stała się wyspą dopiero w połowie XIX wieku w wyniku pewnych burzliwych, wiosennych okoliczności przyrody. Bo z trzech stron opływa ją najdłuższa polska rzeka. Bo są tam szerokie plaże ciągnące się kilometrami, malowniczy pasm wydm, lasy i mimo tak małej powierzchni (tylko 35 km.²) aż dwa ptasie rezerwaty przyrody zajmujące ok. 10% powierzchni całej wyspy. Bo pod względem liczebności jej czołowymi mieszkańcami są ptaki właśnie (setki gatunków!). Zachód słońca w takim miejscu musiał być magiczny... Zresztą zobaczcie sami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz